GPW: To będzie zmienny, ale byczy 2010 rok
Najpierw porządny efekt stycznia. W lutym bądź w marcu gwałtowna korekta wywołana przez Fed, który przestraszy się rosnącej bańki na giełdach i zacznie w pośpiechu podnosić stopy procentowe. To tylko jeden z możliwych scenariuszy.
Andrzej Stec, spekulancik.pl
Rok temu o prognozę nie było trudno. Na warszawskim parkiecie okazje inwestycyjne raziły wręcz w oczy. Z punktu widzenia dzisiejszego dnia zarobili ci, którzy kupowali w styczniu, w grudniu, a nawet w listopadzie. Teraz jednak już znacznie trudniej o prognozę. Indeksy od dna, niemal bez większej przerwy wzrosły już o 50-70 proc. Z drugiej strony – jak rok temu spadały, to również bez większych przerw.
W 2010 roku obstawiam ciąg dalszy hossy, choć już nie tak dynamicznej. Kursom wielu spółek wciąż bardzo dużo brakuje do szczytów z 2007 roku, a w niektórych przypadkach wyniki są lub będą lada moment lepsze, niż wtedy. Polska gospodarka powinna przyspieszać, a wyniki firm poprawiać się (i nie tylko z powodu redukcji kosztów). Podobnie zresztą jak w kreującej trendy na świecie Ameryce. Znacznie lepiej jednak od blue chipów powinny radzić sobie firmy mniejszej wielkości i to w tym segmencie należałoby wyławiać perełki.
Obecnie powszechna jest prognoza instytucji finansowych: „dobre pierwsze półrocze i gorsze II półrocze”. Można więc z dużym prawdopodobieństwem założyć, że … tak się nie stanie. Będą więc niespodzianki (wojna w Iranie?). Pozytywna zakłada, że gospodarki tak mocno przyspieszą, że światowe indeksy wystrzelą do nieba, a skala wzrostów zaskoczy największych optymistów. Oby. Kto miałby wystąpić w roli lokomotyw? Może banki i firmy surowcowe? A może zacznie się moda na firmy związane z zieloną energią?
Osobiście obstawiam nieco inny scenariusz – dużą zmienność, ale ostatecznie również zakończenie roku na sporym plusie. Po bardzo widocznym efekcie stycznia, wbrew większości, przezornie oczekuję w końcu jakiejś większej korekty. Mogą ją wywołać sygnały o słabnięciu pierwszej fali ożywienia w gospodarkach, a może – co bardziej prawdopodobne – podniesienie stóp przez amerykański Fed, który będzie chciał w ten sposób zakończyć szybko rosnącą w pierwszych dwóch-trzech miesiącach roku bańkę na giełdach. W momencie rozpoczęcia przez główne, światowe banki centralne zacieśniania polityki pieniężnej indeksy na chwilę mogą stracić siły (ewentualnie rozpoczną gwałtowną korektę), ale w kolejnych miesiącach znów powinny rosnąć (bo skoro banki zaczną podnosić stopy procentowe, to najwyraźniej gospodarki będą miały się już dobrze).
Co ze złotym? Tylko w górę. Pytanie jest jedno – w którym momencie zacznie się agresywniejsza jazda kursu w dół. „za” to liczne prywatyzacje przez giełdę (Tauron, PZU, GPW…). Jedyne ryzyko to rosnący dług publiczny. Ale w roku wyborów prezydenckich krzywda właścicieli kredytów hipotecznych nie może się stać. To przekreśliłoby szanse Donalda Tuska na wygraną. Podobnie, jak upadek Lehmana Brothersa i wszystkie tego konsekwencje utorowały drogę do zwycięstwa Baracka Obamie w USA.
Co z obligacjami? Tu chyba najłatwiej o prognozy. Ostrożniej i lepiej postawić na papiery o zmiennym oprocentowaniu – najlepiej oparte na stawce WIBOR.