Start » Giełda

GPW już dyskontuje recesję

11 października 2008 1 789 views komentarze: brak
Latem było już tak pięknie. I gdyby nie ten feralny wrzesień… Zapewne takie myśli błąkają się po głowach wielu inwestorów. Tymczasem optymiści zauważą, że dziś jest dużo piękniej, gdyż sporo taniej. Rynek, który rok temu był przewartościowany, teraz jest wyraźnie niedowartościowany i kusi okazjami.

Andrzej Stec, spekulancik.pl

„Recesja w USA to ściema”. Twierdziłem tak jeszcze w marcu br. Miesiąc później okazało się, że w I kwartale PKB w USA wzrósł o 0,9 proc. W II kwartale, dzięki słabemu dolarowi i rządowej pomocy socjalnej, było jeszcze lepiej – wzrost o 2,8 proc. Czy tak wygląda recesja? Aż przyszedł feralny wrzesień. Jesiennych, dramatycznych wydarzeń na rynkach finansowych nie przewidział nawet największy pesymista.

Zabawy z uchwaleniem planu Paulsona oraz bankructwo działającego od 158 lat banku inwestycyjnego Lehman Brothers otworzyło puszkę Pandory. Dlaczego upadł tuż przed wyborami prezydenckimi w USA? Przecież to pogrążyło republikanów. Wystarczyła pomoc amerykańskiego Fedu, analogicznie jak wobec AIG, czy Bear Stearns. – Im większe zaskoczenie rynków tym więcej można zarobić – przekują zwolennicy teorii spiskowych. Nie należę do fanów Dana Browna, ale kto wie.

W każdym razie skutki bankructwa Lehmana (straty akcjonariuszy i obligatariuszy rozsianych po globie czy efekt psychologiczny dla rynków finansowych) są olbrzymie. Rynek międzybankowy na całym świecie w jednej chwili przestał niemal istnieć. O ile na Zachodzie powoli wraca już normalność (rośnie płynność, spadają ceny pożyczek) to w Polsce rynek bankowy niestety wciąż jest martwy. Dotychczasowe działania szefa NBP i rządu nie przynoszą większych efektów. Półroczna stawka Wiboru, od której zależy koszt kredytów bankowych, wciąż jest wysoka. Nie ma złudzeń. Po rynkach finansowych wciąż krążą demony co musi się odbić na realnej gospodarce. Recesja w USA jest niemal pewna, zaś w Polsce – na razie „tylko” mocne spowolnienie.

Może jednak szczypta optymizmu. Recesja w USA zaczęła się już we wrześniu (bądź jak kto woli – w III kwartale). Widząc jesienny armagedon można przypuszczać, że inwestorzy uwzględnili już w cenach akcji wszystko, co najgorsze. Potwierdza to m.in. obojętność na ostatnie złe informacje z gospodarki (patrz wykres). Trochę statystyki. Z reguły recesja w USA trwa 10 miesięcy. Dołek na giełdzie przypada pod koniec II kwartału recesji. Później jest mocne odreagowanie (może właśnie go obserwujemy), po którym niestety (wraz z wciąż napływającymi, złymi danymi makro) indeksy jeszcze raz czują słabość. Rzadko kiedy przebijają jednak wcześniej ustalone dno.

Nie zmienia to faktu, że na giełdach od kilku miesięcy można znaleźć prawdziwe perełki (stare porzekadło mówi, że fortuny buduje się w bessie, a nie w hossie). Można postawić na firmy, które systematycznie generują z podstawowej działalności żywą gotówkę, z kwartału na kwartał większą. Czasami jednak wystarczy prosta relacja zysków spółek do cen ich akcji. Weźmy na przykład państwowy PKO BP, którego kurs podczas październikowego zamieszania spadł do nawet 23 zł (obecnie około 30 zł.). Przypomnę, że państwowy gigant pojawił się na parkiecie pod koniec 2004 roku, a średnia cena akcji z tego okresu to 25 zł. Wtedy bank zarabiał rocznie 1,5 mld zł. Obecnie, po trzech kwartałach tego roku, dwa razy więcej (i to bez IV kwartału). Takiego spadku wyceny rynkowej PKO BP nie tłumaczy nawet spodziewane, ostre hamowanie polskiej gospodarki. Chyba, że zyski PKO spadną o jakieś dwie trzecie (a to mało prawdopodobne). Dodam, że nie jestem akcjonariuszem PKO BP, a chodzi tylko o pokazanie – moim zdaniem – emocjonalnego przereagowania rynku na przykładzie jednej z największych spółek na GPW.

12345 (Ten artykuł nie ma jeszcze oceny)
Loading...