GPW: zdrowa korekta pilnie potrzebna
PROGNOZA WRZEŚNIOWA
Teraz strach kupować, bo zdecydowana większość analityków straszy korektą. Na szczęście umilkli już pesymiści wieszczący jeszcze miesiąc, dwa temu nowe dno bessy na GPW. Ale to akurat chyba zły znak.
Andrzej Stec, spekulancik.pl
Co przyniesie wrzesień? W tej chwili o wiele trudniej o prognozę niż jeszcze kilka miesięcy temu. Kursy spółek wystrzeliły w górę i przestały być skrajnie niedowartościowane. Rzeczywiście głębsza korekta by się przydała. Tak dla zdrowia. Wrzesień i październik wydaje się dla niej idealny. Wyceny blue chipów wzrosły od lutowego dna bessy nawet o 300 proc. Jak teraz korekta zabierze nawet 20 proc. wzrostu to nic się nie stanie. Warto zauważyć, że indeks średnich firm wzrósł od początku lipca do końca sierpnia o 35 proc. I to bez większych przerw. Ale…
W trzeci piątek miesiąca wygasają kontrakty terminowe. Przy założeniu, że grubas z tego rynku (ma około 35-40 proc. wszystkich zajętych pozycji) to spekulant nastawiony na wzrosty, większego spadku na rynku do tego czasu – zwłaszcza blue chipów – nie powinno być. Zastanawia jednak szybko spadający tzw. LOP na przełomie sierpnia i września.
We wrześniu obstawiam więc krótką, ale gwałtowną korektę. Drugi, możliwy scenariusz zakłada powolne obsuwanie się indeksów, które może się przeciągnąć nawet do połowy grudnia. Na razie bliższa rzeczywistości wydaje się pierwsza wersja.
A co w dłuższym okresie? Jak na razie odreagowaliśmy tylko zbyt okrutną dla inwestorów bessę. Być może kursy spółek i indeksy rosły za szybko. Dla zdrowia pasowałaby od czasu do czasu większa korekta. Ale przecież to nie hossa tylko gwałtowne odreagowanie równie przesadzonych spadków.
Na prawdziwą hossę (zapewne spokojniejszą, ale opartą na mocnych fundamentach) trzeba poczekać, aż pojawią się twarde dane makro. Być może przyjdzie ona szybciej, niż się wielu spodziewa. Argumentów nie brakuje. Ja widzę przynajmniej trzy.
Po pierwsze w gospodarce, nie tylko w polskiej, zbliża się powoli fala ożywienia. Chociażby niska baza statystyczna, która na świecie zaczyna się od października (w Polsce raczej dopiero w I kwartale), sugeruje, że za chwilę ujrzymy znaczące, procentowe wzrosty sprzedaży, produkcji przemysłowej i PKB licząc rok do roku.
Po drugie na rynkach finansowych są – i zapewne jeszcze będą przez jakiś czas – niskie stopy procentowe. W oczach spada oprocentowanie lokat bankowych. Lada moment ostrożni Polacy, którzy rok, pół roku temu zakładali lokaty dające nawet 10 proc. zysku będą musieli podjąć decyzję, jak ulokować oszczędności. 4 proc. rocznie w banku przy 3-procentowej inflacji może im nie wystarczyć.
I po trzecie – zaczął się ruch w krajowych TFI. Sytuacja przypomina tą z 2005 roku. Najniższy w historii półroczny WIBOR (obecnie jest wyższy tylko o 0,35 pkt. proc.) przywabił do funduszy rzeszę oszczędzających. Funduszowa hossa trwała z małymi przerwami trzy lata. Choć trzeba zauważyć, że niektórzy długo nie zapomną ubiegłorocznej przeceny.
Podsumowując. Ryzyko jest duże, bo rynek urósł przez pół roku o około 60 proc. O tak dynamicznych wzrostach, jak dotychczas, można raczej zapomnieć (przynajmniej blue chipów). Ponadto szykuje się ożywienie na rynku IPO (PKO BP, PGE, może PZU). Debiutanci mogą ściągnąć z rynku ponad 10 mld zł!
Nawet jeśli inwestorzy będą chcieli jesienią odpocząć od akcji, to – moim zdaniem – dla spóźnialskich może to być dobry moment, aby ewentualną, głęboką korektę wykorzystać na wejście do „gry”. Dla tych, którzy załapali się na wiosenny ekspres, czeka raczej w najbliższych miesiącach, kwartałach jeszcze kilka stacji. Może warto je wykorzystać na małą przesiadkę w poszukiwaniu nieodkrytych jeszcze perełek.