Jak zrobić pompkę na ropie
Andrzej Stec, spekulancik.pl
Kilka wpływowych instytucji po cichu, dzięki pomocy bardziej lub mniej zaprzyjaźnionych firm wynajmuje za grosze tankowce. Te w ciągu dwóch-trzech miesięcy gromadzą jakieś 100 mln baryłek czarnego złota. Z czasem zwiększą też zapasy paliw rafinowanych (np. oleju napędowego). I czekają zaparkowane gdzieś u wybrzeży chłonnej Europy, USA czy Chin.
Nagle cena ropy zaczyna bić miesięczne rekordy. Rośnie jak na drożdżach. Rynek nic sobie nie robi z danych świadczących o szybko rosnących zapasach ropy na świecie. Niektórzy analitycy się nie dziwią: „koniec recesji, idzie ożywienie” – komentują. Wpływowe instytucje zaczynają na wyścigi podnosić docelowe ceny ropy w przyszłości. Po dużym wzroście kursy ropy ktoś z I ligi pochwali się nawet wynajętym tankowcem z ropą. To jeszcze bardziej podniesie temperaturę na rynkach finansowych. Do wyścigu podłączają się kolejni, mniejsi gracze.
W ciągu kilku miesięcy ropa drożeje o 25 USD/baryłkę. Łatwo policzyć, że wartość zgromadzonych zapasów na tankowcach wzrosła o co najmniej 2,5 mld USD. Zabawa trwa, dopóki główny rozgrywający nie powie: „dość”. Grube ryby rządzą na całego. Rosnąca wartość zapasów na tankowcach to jednak pikuś w porównaniu z zyskami, jakie dobrze przewidujący inwestorzy (za)inkasują na instrumentach pochodnych na ropę. Tu dźwignia finansowa rzadko jest niższa, niż 10 razy.
To scenariusz, który zapewne nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Za wyjątkiem rosnącego kursu ropy, rosnących zapasów (w tym na tankowcach), rosnących obrotów na rynkach pochodnych, …